I to jest wspaniałe, bo po tylu latach jako użytkownik, kolekcjoner i recenzent ciągle zdarzają mi się momenty, w których najbardziej elokwentne co jestem w stanie powiedzieć kompletnie nie nadaje się do cytowania w kulturalnym towarzystwie.
Nie inaczej było tym razem.
Jakiś czas temu WAR spytał czy PGK ciągle szwendają się po lasach psując noże. No jak nie, jak tak. A to spoczko, podeślę Ci nóż do testów, macie go wymęczyć, napisał.
Nie ma sprawy, ale że w tym momencie nie obudziła się we mnie iskierka podejrzenia – to już naprawdę przerost zaufania, w dodatku do Admina!
Jakiś czas później wydłubałem z paczkomatu paczuszkę, rozwinąłem i powiem Wam szczerze – byłem pod wrażeniem.
Dawno nie widziałem noża, którego powodu powstania nie byłem w stanie wykoncypować tak „od ręki”.
Ale gdy pierwszy szok minął trzeba było się zabrać do roboty.
Autor noża, jeśli dobrze zrozumiałem, postawił sobie za cel zrobienie taniego, wytrzymałego i uniwersalnego narzędzia do używania w tzw. outdoorze, czyli poczynając progu ganka aż do lasu.
Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek spotkał te cechy w jednym urządzeniu, działające, ale hej – na tym polega odkrywanie, innowacje i zmiana: rzeczy, które były nie do wyobrażenia wcześniej, dziś stają się rzeczywistością, dzięki ludziom, którzy nie widzą problemów, a wyzwania, możliwości.
Może i tu będziemy świadkami takiego wydarzenia?
Nóż jest rozsądnych rozmiarów – 30 cm całości, z czego ok 17 przypada na klingę to sensowna długość dla noża terenowego ogólnego zastosowania.
Jest dość wysoki, liściasta klinga w najwyższym miejscu ma ok 6 cm, ale to nie oznacza, że mamy do czynienia z pancernym bydlakiem, bo blacha ma raptem 3.5mm grubości.
Taka grubość w terenowym nożu nie pojawia się często. Z jakiegoś powodu pokaźne grono ubzdurało sobie, że jak coś nie ma 5-7 mm, to tylko na półkę, a nie do ciężkich prac (nauczcie się dobrze dobierać stal i ją potem hartować, to nie będziecie potrzebowali robić wytrzymałości nadmiarem materiału). Z mojej strony propsy dla autora.
Mimo wszystko nóż jest przeważony na klingę, ale przy relatywnie cienkiej rękojeści – to nie jest chyba dla nikogo zaskoczenie.
Nóż, co w zasadzie widać, więc tylko gwoli potwierdzenia – jest zaostrzony z obu stron, co czyni pojęcie grzbietu w zasadzie nieadekwatnym, w jego przypadku.
Batonowanie i krzesanie ognia zapowiada się intrygująco.
Sama rękojeść to dwie klepki syntetyku (G10-podobnego). Jej grubość to niespełna 13mm. W większych dłoniach może wydawać się dość wąska, ale za to znacząco poszerza grono ludzi, którzy tego noża będą mogli używać (i w miarę wygodnie chwycić).
Nóż budzi w większości osób, które mają okazję poznać go na żywo wiele emocji ze względu na swój projekt i zastosowane rozwiązania.
Oto przykład, próbka takich reakcji
Zaskakujaco dużo zainteresowania, jak na tak mały element, budzi otwór w klindze.
Zakładam, że jest w tym jakiś zamysł, ale nóż nie ma nawet pochwy, a co dopiero akcesoriów, które pozwoliłyby wykorzystać (sensownie) ów otwór.
Wśród losowych przechodniów, których poprosiłem o opinię pojawiły się natomiast dwie bardzo intrygujące teorie, które pozwolę sobie przytoczyć z pamięci:
„Oczywiście że ta Dziura ma znaczenie jak rzucasz nożem to wiatr świszcze w tej dziurze i odstrasz dzikie zwierzęta i budzi strach w sercach wrogów”
.
„Będąc w dzikich ostępach lasów, przeciskasz kupe przez ten otwór, powstaje gowno-sznurek. I tym gowno sznurkiem otaczasz własne obozowisko, żeby dzikie zwierzęta wiedziały i czuły respekt przed uberhunterem. I żodyn nie przekroczy gowno sznurka.”
Na tym na razie zostawmy otwór sam sobie i idźmy dalej.
Jako że nie wolno oceniać po wyglądzie nóż został zaprzęgnięty do pracy.
Pierwsze zadanie to pomoc w przygotowaniu drewna na ognisko.
Uczciwie muszę przyznać, że działał naprawdę dobrze! Wyważenie, grubość klingi i długość samego noża pozwalały na naprawdę efektywną pracę, drewno zostało przygotowane raz dwa. Potem jeszcze próbowano nim przerąbać ~10 cm belkę, ale tu już jakoś motywacji nie starczyło, żeby dokończyć robotę.
Natomiast dużo większe poruszenie wzbudził wygląd krawędzi tnącej po tym eksperymencie.
Powiecie: „a bo PGK nawalało po kamieniach i się stało i teraz drą łacha, żeby nie było na nich”.
Po pierwsze – ów majster, który spowodował tą seratyzację miał 8 lat.
Po drugie – od stanu jak na zdjęciu wyżej, do stanu jak na zdjęciu niżej potrzeba było 15 min.
Dosłownie: piętnastu minut.
Mam w szufladzie drewniane szpatułki do masła hartowane wyżej…
Niemniej, skoro nóż poniósł już pierwsze obrażenia to w sumie „co może stać się gorszego” i zabawa zaczęła się rozkręcać.
Nóż trochę polatał (mamy kawał spróchniałego drzewa do takich zabaw), nawet dał radę.
I wtedy stracił kawałek rękojeści. Nooo, wiadomo – upadł gdzieś, nie umieją rzucać, G10 nie jest pancerne, zdarza się.
Dokładnie taka była nasza reakcja, więc przystąpiliśmy do „batonowania”.
Oczywiście batonowanie nożem, który nie ma grzbietu nie wchodzi w grę, w sensie klasycznym, w każdym razie.
Ale przecież my też chętniej szukamy możliwości, wyzwań – a nie problemów.
Więc sprawdziliśmy pewien koncept i zadziała doskonale.
Przy okazji – dlaczego kobiety żyją dłużej? Patrz filmik…
Średnie gałęzie szły na raz.
A jak nóż zniesie cięższą pracę? W końcu po to tu jesteśmy: sprawdźmy!
Jak widać – przeżył. Nie pogiął się, nie zwichrował. Naprawdę, bez szydery – imponujące.
Co nie było imponujące to to, że rękojeść pękła, teraz z drugiej strony.
I zanim ktoś wyskoczy, że przy takiej „precyzji” to cud, że w ogóle miał na końcu jakąś rękojeść to wyjaśnię, że ważniejsze jest co innego.
Otóż materiał po drugiej stronie pękł niemalże co do milimetra w tym samym miejscu co za pierwszym razem.
Na pinie.
Niemalże idealnie pionowo.
Przy okazji okazało się, że ten pin to jest wszystko co trzyma okładzinę, nie ma pod nią grama kleju.
Czyli gdyby był używany w bardziej cywilizowany sposób: z czasem po prostu wjechałaby tam ruda i zeżarła rączkę od środka.
Wspaniały pomysł – okładziny na pinach, bez kleju! No ale za to jest tanio i jest słabe mechanicznie.
Nie zmienia to jednak faktu, że w rąbaniu to jest zawodnik, którego nie można lekceważyć.
Niemniej – nawet jeśli nóż nie jest uniwersalny, to wydaje się, że jego podstawową funkcją jest cięcie (nie dotyczy fanów +6mm).
Sprawdźmy więc jak się sprawdza w tym obszarze.
Myślę, że nikt nie powinien być tu zaskoczony. Nóż jest świeżo naostrzony, więc w zasadzie tnie. W twardym materiale – przez szlif i grubość ma tendencje do łupania (kuchenniak użyty do porównania ma ok 2.5mm grubości i convex).
Niemniej – tnie.
Idąc ku podsumowaniu:
Co to wszystko oznacza dla użytkownika? Czy autorowi udało się osiągnąć cel i stworzyć nóż uniwersalny?
Nóż, o ile wiem, jest dość tani, co dla niektórych może być zaletą, a dla innych będzie bez większego znaczenia.
Nóż z pewnością ma nietuzinkowy projekt i mało kogo pozostawia obojętnym. To może być traktowane jako sukces sam w sobie. Oczywiście – ktoś może powiedzieć, że jest brzydki jak kupa po jagodach, ale są przecież różne gusta.
Nóż przyzwoicie tnie. Naprawdę nieźle rąbie. Jest całkiem wytrzymały. Łatwo mu się przywraca ostrość. Czy to wystarczy by nazwać ten nóż uniwersalnym? Być może tak.
Czy ja go nazwę uniwersalnym? Nie.
Mimo niezaprzeczalnych walorów funkcjonalnych potwierdzonych w praktyce był to jeden z najgorszych noży jakimi miałem okazję pracować. Mniejsza o wygląd, mam swoje preferencje, ale nie są one istotne w tym momencie.
Nóż jest niewygodny.
Ma kiepsko zaprojektowaną i haniebnie źle wykonaną rękojeść.
W lesie świetnie sprawdzi się do rąbania, ale już batonowanie czy prace gdzie trzeba by oprzeć np. dłoń o grzbiet – tak jakby odpadają (choć może to kwestia odwagi?).
Ciąć tnie. Przygotujesz sobie nim jedzenie, pewno nawet bez większych problemów.
Zwłaszcza, że – zakładam – nie będziesz walczył o najbardziej estetyczne danie przygotowane w warunkach polowych, więc czy marchewka będzie połupana to jakby bez większego znaczenia.
Większe znaczenie ma tu bardziej to, że jest po prostu niewygodny: bo wyważenie, nie tylko w rozumieniu że leci na pióro, ale że przez fakt, że idzie mocno powyżej grzbietu rękojeści: jest dziwny w użyciu, jakby niestabilny.
Wiadomo, każdy uniwersalne narzędzie to jakiś zbiór kompromisów. Można nim zrobić więcej, przy czym niczego nie idealnie.
Niemniej, w moim rozumieniu, koncepcja noża uniwersalnego nie zakłada, że ceną za uniwersalność są ewidentne braki i konieczność zmiany pewnych przyzwyczajeń.
Podobnie hartowanie. Rozumiem, lepiej mieć nóż pogięty niż złamany, ale też – bez przesady. Jeśli przygotowanie ogniska wymusza przeszlifowanie ostrza to coś jest już bardzo nie tak. Osełkę do lasu spoko, warto zabrać, ale żeby zaraz zestaw do odtworzenia KT?
Czy poleciłbym ten nóż? Nie.
Jest wiele rozwiązań, które też sobie dadzą radę w terenie, a przy tym są bardziej klasyczne. Nie są idealne, ale to ograniczenia, nie duże zmiany.
Wygląda na to, że na rewolucję na polu uniwersalności jeszcze sobie poczekamy.
pecado
Posted in Recenzje on gru 18, 2022