Postanowiłem sprawdzić, czy rzeczywiście Vicek jest tak wszechstronny jak o nim mówią.
W moim małym, prywatnym teściku wzięły udział dwa noże. Victorinox Nomad, wysłużony staruszek, który jest ze mną już od prawie dziesięciu lat i stosunkowo nowy, otwierany jedną ręką Trailmaster.
Noże te różnią się od siebie.
Nomad jest nożem bardzo podstawowym. Na jego wyposażenie składa się ostrze główne (blokowane), otwieracz do butelek (z wkrętakiem i zdzierakiem izolacji), otwieracz do konserw (z małym wkrętakiem), przebijak (szydło), korkociąg, no i obowiązkowo wykałaczka i pinceta.
W Trailmasterze, ostrze główne jest zębate, a dokładniej combo i to combo nie typowe. Część zębata znajduje się na sztychu klingi, zaś plan bliżej rękojeści. To dosyć nietypowy układ, zwykle bywa odwrotnie. Znam parę osób, które nazywają go Raptor, ze względu na charakterystyczny obrys klingi. Poza tym jest wyposażony w piłkę, a zamiast korkociągu wbudowano w niego, wkrętak krzyżakowy.
Zadaniem, jakie stawiam przed tymi nożykami jest zbudowanie rakiet śnieżnych. Wbrew pozorom, zadanie wcale nie proste i wymaga sporej uniwersalności.
Faza pierwsza, to pozyskanie materiału. W tym celu wybieramy się we troje nad rzekę Narew.
Szukam tam odpowiedniego drewna, na budowę ramy.
Wysiadam z autobusu w miejscowości Dębe. Tutaj kończy się Zalew Zegrzyński i zaczyna końcowy odcinek Narwi. Generalnie nie jest dobrze, brzegi rzeki są upstrzone ogródkami działkowymi. Kilka lat temu były tu dzikie tereny, niestety człowiek wciska się wszędzie i zostawia ślady swojej obecności.
Idę w kierunku ujścia Narwi do Wisły. Dokoła masa śmieci, nad rzeką pozostałości po niefrasobliwych wędkarzach. Po godzinie marszu, ludzkie siedziby zostawiam za plecami. Zaczyna robić się bardziej dziko, każdy skrawek terenu porastają gęste chaszcze, z rzadka poprzecinane wąskimi dróżkami. Przyznam, że nie mam pojęcia, kto tymi drogami jeździ. Śladów nie ma żadnych, znak, że dawno tu nikogo nie było. Sterty śmieci, również zniknęły.
Jest mokro, pod nogami masa butwiejących liści. Ich zapach jest wszechobecny. W mieście odbieram taki zapach jako jeszcze jeden składnik miejskiego smrodu, tutaj jednak zyskuje on inną wartość. Jest jak najbardziej na miejscu, gdyby go nie było odczuwałbym jakiś brak.
Przed laty brzegi w tym miejscu były porośnięte wikliną, czasem trafiała się wierzba, ale to już przeszłość. Ludzie wycięli wszystko, nie zostawili nic. Teraz rosną tu w zasadzie tylko chwasty, jakieś krzaczaste klony, trochę głogu. Po wierzbach zostały tylko pniaki porośnięte mchem, szkoda, bo liczyłem, że właśnie wierzba będzie celem tego wypadu.
Wybieram dwa klony, materiał gorszej jakości, ale nic innego nie ma. Są krzaczaste i wycięcie pojedynczych gałęzi może tylko skierować ich wzrost ku górze. Trochę trudno wybrać proste odcinki gałęzi, ale w końcu mam to za sobą.
W wycinaniu gałęzi, zdecydowanie lepszy jest Trailmaster. Jego piła jest jak na swoje niewielkie rozmiary doskonała. Nóż przechodzi przez gałęzie łatwo i bez blokowania w materiale.
Stary Nomad musi uznać wyższość przeciwnika. Brak piły jest wyraźnie odczuwalny, lecz jego sterane ostrze, również bez większych problemów radzi sobie z wycięciem kija na ramę drugiej rakiety.
Następny punkt programu, to pozbycie się bocznych gałązek.
Tutaj nie ma wyraźnego zwycięzcy. Żaden z noży nie ma problemów z cięciem gałązek, jednak Trailmaster tnie chyba z większą łatwością.
Zakopuję niepotrzebne gałązki w butwiejących liściach, w ten sposób szybciej spróchnieją.
W zasadzie, mam już to, po co tu przyszedłem, ale jeszcze nie chce mi się wracać do miasta. Kawałek chleba w rękę i chwila zadumy nad brzegiem.
Gdy docieram do domu, robi się już ciemno.
Szklanka herbaty i bierzemy się za dalszy ciąg pracy.
Czas na zdjęcie kory. Tutaj na prowadzenie wysuwa się stary Nomad. Wprawdzie Trailmaster tnie bardzo agresywnie, a jego zęby wgryzają się w materiał bardzo głęboko, jednak brak mu precyzji i kaleczy drewno.
Nomad prowadzi się bardziej precyzyjnie nie kalecząc drewna i zdejmując tylko korę.
Wiercenie otworków, do przeciągania linki, to w zasadzie nie konkurencja. Obydwa noże są wyposażone w przebijak, który doskonale nadaje się do wiercenia drobnych otworów i jest dokładnie taki sam w obydwu modelach.
Wycinanie rowka lepiej wychodzi Nomadowi. Klinga prowadzi się bardzo precyzyjnie, a krawędzie rowka pozbawione są zadziorów i nierówności. Trailmaster tnie zbyt agresywnie i głęboko, zostawiając za sobą poszarpaną krawędź materiału. Nawet piła nie może tu pomóc, materiał jest jeszcze bardziej poszarpany niż przy użyciu głównego ostrza.
Wiążemy linkę do krępowania ramy. W tym wypadku, daje się odczuć brak korkociągu u Trailmastera. Nomad ma korkociąg, który bardzo dobrze nadaje się do rozplątywania węzłów, zawiązanych w złych miejscach, natomiast Trailmaster zdecydowanie łatwiej tnie linki. Jego zębate ostrze jest tu niezastąpione.
Wyginanie drewna w gorącej parze wodnej, jest sztuką, która nie każdemu się udaje.
Ja też nie jestem wyjątkiem. Jestem zbyt niecierpliwy i zbyt mocno wyginam materiał. Drewno pęka w końcowej fazie wyginania. Zmarnowany czas i trud, jednak jest to tylko moja wina, śpieszyło mi się, chciałem być zbyt szybki. Klnę z cicha pod nosem. W zasadzie cały dzień poszedł na marne. Klejenie drewna nic tu nie pomoże.
Praca w drewnie uczy pokory i cierpliwości, następnym razem na pewno się uda.
By bardziej dogłębnie, przetestować nożyki, zabieram je do kuchni. Tu w zasadzie można sprawdzić tylko główne ostrze, każdego z Vicków.
Obieram warzywa, tnę je na plasterki. Potwierdzają się moje wcześniejsze spostrzeżenia. Trailmaster tnie bardziej agresywnie, lecz zostawia za sobą nierówne krawędzie. Nomad prawie płynie przez warzywa, swobodnie i precyzyjnie.
Na koniec test na nierdzewność. Kąpiel w soku z cytryny i nocka na ociekaczu.
Brak reakcji, żaden z noży nie złapał nawet śladu przebarwienia.
Po wymyciu obie klingi są jak nowe.
Można kupować noże za bajońskie sumy i być z nich dumnym.
Można też, kupić nóż za grosze i będzie on spełniał nasze potrzeby.
Victorinox potwierdza tą prawdę. Jest tani, funkcjonalny i niezawodny.
Pewnie, że są noże, które budzą więcej emocji. Są również noże wykonane z lepszych materiałów. Pytanie tylko, czy są nam one tak naprawdę potrzebne.
Nasze użytkowanie noży sprowadza się często do ukrojenia pajdy chleba, lub przecięcia sznurka. A do tego celu Vicek nadaje się doskonale.
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
{mosimage thumbs=0}
Posted in Recenzje on mar 04, 2006