Spyderco Chinook II - fighter przez duże "F"
Nic bardziej złudnego, jak ta indiańska nazwa. Po otwarciu pudełka zamiast zwiewnego nożyka widzimy zaskakująco duży rozmiarami nóż wykonany z typową jak na Spyderco solidnością. Jako, że używałem jego starszego brata jakiś czas temu, nie było to dla mnie zaskoczeniem, natomiast z rozbawieniem zauważyłem poszerzone adrenaliną źrenice mojego kolegi, biegłego zresztą w posługiwaniu się w walce tymi ostrymi narzędziami.Tak, bez dwóch zdań Chinook II, to jak dla mnie drugi nóż Spyderco po Civilianie, który samym wyjęciem na światło dzienne, budzi jednocześnie szacunek, strach i zaciekawienie w zależności od okoliczności lub zamiarów osoby, która nas do jego wyjęcia zmusiła. Historia tego noża zaczyna się na Hawajach, kiedy kilka lat temu znany wszystkim Ken Onion wykonał prototyp składanego noża bowie dla człowieka, który jest zaliczany do 3 najlepszych spadkobierców legendarnego J. Bowie, czyli Jamesa Keatinga.
James projektował noże dla Spyderco już od jakiegoś czasu i miało to być dla tej firmy odejście od lekko "pluszowej" linii małych, kieszonkowych, milutkich folderów. Keating to duża idywidualność i jako osoba, i jako fighter. Miałem go okazję poznać i pomimo pewnych niegodności "techniczno -taktycznych", obiema rękami podpisuję się pod stwierdzeniem, że to fighter przez duże "F".
Jaki projektant, taki nóż, czyli pełna respektu, defensywna broń. Nóż jest naprawdę duży, przypomina mi się tekst za czasów „Chinooka seniora", że jest to impact weapon i upuszczenie go na stopę przeciwnika eliminuje go z walki. Młody Chinook jest wyraźnie odchudzony z 205g. do 172 g. Jak na folder to różnica natychmiast wyczuwalna - zmiana definitywnie na lepsze, dodająca broni szybkości i jednocześnie komfortu (powiększone finger grove i bardziej łukowate zakończenie rękojeści). Sama głownia o długości 3.75" jest również smuklejsza, z bardziej agresywnym czubkiem, ale przy ciągle solidnej grubości 5/16" i chyba minimalnie zwiększonej grubości głowni w okolicach czubka w porównaniu do poprzednika.
Stal to duży krok wyżej, czyli zamiast CPM440V - CPMS30V. Rękojeść jest z G10 o porowatej powierzchni, ale łagodnych krawędziach i bardzo ergonomicznym, i wygodnym uchwycie. Backspacer to solidny stainless steel na całym grzbiecie rękojeści i takie same linery, jednak łukowato okrojone, celem zmniejszenia wagi. Blokada back lock jest przez wielu ludzi lekceważona, w dobie coraz bardziej wymyślnych blokad, ale nie w tym wypadku. Tutaj mamy do czynienia z blokadą, wytrzymującą 1000 funtów! Wystarczy, myślę, że tak... Sam lock jest dosyć mały, to powoduje, że nie ma obawy, by go przez pomyłkę odblokować, próbowałem to zrobić w różnych chwytach, bez powodzenia (dla mnie to b.duży plus). Jest jeszcze klips, ale to temat na osobny akapit, więc o tym później, na razie zamknijmy to stwierdzeniem, że klips jest.
Czas na tradycyjne testy, na początek light - cięcie czegokolwiek z lodówki nie sprawiało mi żadnych trudności, ostrze noża naostrzone daleko od tzw. polished edge - tutaj mamy widoczne mikro ząbki i to bardzo ostre. Dalej na warsztat poszły ołówki, i oczywiście wszystko bez problemu, również, ścinanie nawet cienkich pasków drzewa nie nastręczało jakichkolwiek trudności.
Teraz kolej na cięcie kartki papieru zeszytowego i delikatnego, luźno wiszącego papieru toaletowego - tutaj Chinook pokazał, dlaczego bowie ma tak "złą" sławę, nóż dosłownie filmowo przechodził przez papier, pozostawiając dwie równo przecięte połówki.
Czas na książkę telefoniczną i próby trzymania rękojeści podczas penetracji noża. Chinook doskonale leżał w dłoni i to nie tylko uchwycie szablowym czy floretowym, ale i w reverse, i to zarówno blade-in, jak i blade-out. Tak wiec miłośnicy tradycyjnego filipińskiego "pakal" mają w końcu nóż dla siebie. Pchnięcia w książkę w każdym uchwycie nie dawały żadnej obawy o całość swojej dłoni, tak samo również było z rękojeścią posmarowaną płynem do naczyń. Penetracja na około 2 cm, co i tak jest niespodzianką przy nożu o profilu bowie, który nie do tego jest przecież stworzony.
Następny przystanek to karton i grubsze kawałki drzewa sosnowego i tui. Chinook w mojej wersji to plain edge, więc przez karton po prostu płynął, po przecięciu około 4-5 metrów sprawdziłem, jak zachowa się przy cieciu belki sosnowej. Oczywiście nie jest to nóż do rąbania, ale spisywał się dzielnie, mając penetracje na około 1 cm przy cieciu ukośnym. Następna w kolejce to tuja i tu już niestety nie było najlepiej np. w porównaniu do takiego Stridera AR. Po tym wszystkim sprawdzenie ostrości i niespodzianka - przy takiej dobrej stali nóż był po prostu tępy, niby nie jest to narzędzie do rąbania belek, ale może Spyderco zepsuł się termometr przy hartowaniu? Po takiej zabawie nie miał z tym problemów np. ostatnio sprawdzany przeze mnie folder Extrema Ratio Falcrum.
Teraz bardziej taktycznie, nóż jest z przeznaczenia defensywnym, więc najważniejsze musi być jego skryte noszenie i tu Chinook nadrobił złe wrażenie z trzymaniem ostrości. Klips to po prostu cudo - ma 4 możliwości mocowania i dopasowania go do preferencji właściciela. Tak wiec tip up czy down w przedniej kieszeni i to zarówno z lewej, jak i z prawej strony. Jako, że nóż jest do samoobrony, nie nosiłem go tip-down (lubię otwierać Spyderco z "dziury", wykorzystując ciężar rękojeści), lecz odwrotnie i nóż wyjmował się, i otwierał jednym płynnym ruchem. Tutaj mała wstawka, noża nie dla się otworzyć za pomocą tzw. flicking, ale nie jestem zwolennikiem takiego sposobu otwierania, wiec dla mnie jest OK. Ciekawostka to możliwość regulacji nie tylko śruby osi głównej, ale i regulacji siły blokady.
Wracając do tematu, w nożu noszonym wyżej tzn. w kieszeni na piersi czy na plecaku polecam zamocowanie klipa tip-down, cała operacja otwarcia jest dużo płynniejsza. Jednak prawdziwa twarz Chinooka ujawnia się, jeżeli wykorzystamy system Keatinga, czyli cross-draw, gdzie nóż jest mocowany na skos od ręki prowadzącej nóż na pasku lub na spodniach tip-up - wyjmowany i otwierany błyskawicznie, jednym naturalnym ruchem. Jedyne, do czego mogę się tu przyczepić, to zbyt niskie umieszczenie klipsa, osobiście wolałbym, żeby nóż nie był tak widoczny, ale i tu są różne szkoły.
Prawdziwy jadowity charakterek Chinook pokazał dopiero w akcji na moim worku "nożowym", profil bowie z wydętym brzuszkiem ostrza czynią z niego maszynę do ciecia, z nastawienie na back-cuts, bardzo ciężkie do wykonania tradycyjnym folderem. Markowanie ciecia i wykonywanie back-cuts czy nawet upper-cuts nie będzie sprawiało trudności nikomu po minimalnym treningu.
Jak pisałem, jest to nóż defensywny, nie jest projektowany to pchnięć, ale w 90 % nastawiony na cięcia (podobnie jak np. Spyderco - Civilian). Jest to tzw. soft defense przy użyciu noża, jeżeli tak to można określić - generalnie nie spowoduje śmiertelnych obrażeń, ale skutecznie zniechęci napastnika. Nóż znakomicie sprawuje się też w zwarciu, korzystając z obecności kolegi, owinęliśmy głownię taśmą i sprawdziliśmy możliwości ciecia w klinczu, chwytach za ręce oraz w gardzie, bocznym dosiądzie itd. Dziękując kształtowi głowni takiej, jak kerambit, Chinook pokazał jeszcze raz ząbki i sprawował się znakomicie, podnosząc u mnie swoją ocenę przy walce w głębokim zwarciu, parterze czy małym pomieszczeniu.
Podsumowując, nie jest to moim zdanie użytkowy EDC, choć i w tej roli sprawuje się poprawnie. Jest to jeden z lepszych noży w grupie EDC do samoobrony. Jeszcze na koniec ciekawostka - firma Spyderco, chcąc pokazać, że tak nietypowy produkt nie jest dziełem przybyszy z kosmosu, umieściła na klindze napis "Golden Colorado, USA, Earth".
Posted in Recenzje on mar 05, 2006