Sebenza w ręku Jumbo ...

... weźli tytanu kawałek. Nie za duży, ot tyle co w garść złapiesz. Śrubków sztuk cztery, a baczenie miej by za duże nie były, a za to polerowane na lustro. Do tego rurki kawałek i drugiej rurki z tytanu też, ino o średnicy kapkę większej. Dodaj kawał stali przedniej, a bacz, by hartować ją można było. Dorzuć pasek tytanu cienki, a na koniec podkładki dwie narychtuj. Gdy składniki znajdziesz, przeto część do maszyny CNC zamontuj, a część na stoliczku se połóż i palnikiem traktuj tak długo, aż kolor niebieski pojawi się na kołku... 

Wreszcie wpadło w moje ręce to cudo. Dzieło sztuki w świecie folderów, misterium dokladności, praktyczności, jakości wykonania i w ogóle po prsotu w tym momencie proszę o powstanie, bowiem mowa o nożu owianym legendą jak poznańskie zaułki nocą. A nożem tym jest Sebenza. Z tego co wywnioskowałem, jesto to model Regular, chociaż mylić się mogę, bo ni jak porównania zrobić nie dam rady.

Ale zanim przejdziemy do omawiania, najpierw troszkę technicznych spraw:

Długość po otwarciu - około 208 mm
Długość po zamknięciu - około 119 mm
Długość ostrza - około 88 mm
Wysokość ostrza w najszerszym miejscu - około 27,5 mm
Grubość ostrza - około 3 mm
Szerokość rękojeści - około 11 mm
Wysokość rękojeści - około 26 mm

Ostrze wykonane ze stali s30v hartowanej na 58-59 HRC. Szlif dwustronny, wklęsły. Wykończenie ostrze - stonewash.
Rękojeść wykonana z tytanu 6A14V. Wykończona piaskowaniem (tak sądzę).
Blokada framelock.
Podkładki na osi ostrza fosforobrązowe.
Klips z tytanu 6A14V, tylko tip up.

No to starczy tych suchych danych. Przejdźmy do opisu samego noża!

Pierwsze co uderza w tym nożu po chwyceniu do ręki, to prostota wykonania zbliżona do cepa. Tutaj nie ma niepotrzebnych czary mary, czy też pierdółek mających na celu coś, czego nikt nie wie, ale wstawiono bo wypada. Kilkanaście elementów stanowi cały nóż i ... jakoś to nie zaskakuje, bo większość noży już tak ma. Benchmade Pika ma mniej elementów, Spyderco Jester, Spyderco Dragonfly i sporo innych noży. Tak więc osławiona tutaj prostota jakoś nie rozkłada na łopatki. Zwłaszcza, gdy człowiek przyjrzy się innym podobnym nożom, które mają tytanowe rękojeści:

Benchmade Skirmish




Benchmade Pinnacle




Combat Elite




Bradley Alias




Buck Mayo TNT



Fakt faktem, Sebenza powstała jako nóż produkowany seryjnie bodajże w 1996 roku, więc jest swoistym protoplastą tego typu konstrukcji. Chociaż moja wiedza tutaj się rozkłada, gdyż nie znam zbyt wiele podobnych konstrukcji. W każdym bądź razie, Sebenza po rozrysowaniu wygląda tak:



No ok, ale co dalej z Sebenzą?

Mocno rzuca się w oczu niebiesko połyskujący kołek, służący do otwierania ostrza. Zaiste kolor śliczny, zwłaszcza iz ładnie komponuje się z szarościami calego noża, ale mi osobiście kolor ten przeszkadza. Jako iż Sebenza, jak sama nazwa mówi to PRACA, więc po co taka ozdoba. Ozdoba, która po jakimś czasie użytkowania ściera się i zanika z niej niebieski blask. Wszak kołek wykonany jest z tytanu i anodyzowany na własnie niebieski kolorek. Zdecydowanie nie pasuje mi to do noża, który często opisywany jest jako wół roboczy. Owszem, można powiedzieć, iż jest to akcent ozdobny, ale czy ktoś widział kiedyś łopatę z grawerowanym styliskiem, albo grabie z kolorowymi zębami. Może to kwestia gustu, ale mi się ten kolorek nie podoba. Inna sprawa, iż sam kołej jest ciut za mały i osobom z dużymi palcami płynne otwarcie noże może sprawić mały kłopot.
Kołek osadzony oczywiście jest w ostrzu. Ostrze Sebenzy robi wrażenie, gdyż obustronny wklęsły szlif jednoznacznie kojarzy się z brzytwą. A jak brzytwa tnie... o tym mówić nie trzeba. Wysoki szlif wykonany jest z labolatoryjną perfekcją (CNC to potęga), a wykończenie stonewash nadaje ostrzu bardzo ładny wygląd. Nawet na mocno spracowanej Sebenzie ciężko znaleść rysy po pracy, gdyż giną one właśnie w tym rewelacyjnym wykończeniu ostrza. Na grzbiecie ostrza mamy nacięcia pod kciuk. Są one płytkie i delikatne, ale doskonale wyrpfilowane dobrze spełniają swoje zadanie. Patrzymy na grzbiet ostrza z góry i tutaj następuje wielkie zdziwienie. Grzbiet jest zaokrąglony! Odpada zatem podważanie gwoździków, czy też inne prace jakie można zrobić zwykłym grzbietem. Wygląda to fajnie, ale praktyczne to raczej nie jest. Co jest sympatyczne, to fakt, iż na ostrzu nie ma żadnych napisów. Czysta stal, a nie jakieś oznaczenia, loga, pozdrowienia i napisy o wydarzeniach w polityce. Bardzo mi się to podoba.

Rękojeść z tytanu wygląda fajnie jak jest nowa, ale po jakimś czasie wygląda mniej atrakcyjnie. Tytan nie jest zbyt odporny, więc szybko widać na nim odbarwienia, skazy i inne pierdoły. Ale to szczegół, gdyż ten nóż to przecież narzędzie, a nie garniturowiec. Mi tytan o tyle nie leży, iż praca takim nożem przy zimnisku to żadna radocha dla rąk. Sama rękojeść ładnie się układa w dłoni, chociaż grubość 11 mm nie daje doskonałej ergonomii. Płaskie boki pozbawione faktury potrafią się ślizgać, zwłaszcza gdy nóż odbywa służbę w mokrym środowisku, tudzież tłustawym. Miłym akcentem są wyfrezowane na krawędziach nacięcia, które polepszają trochę uchwyt. W tylenj części mamy otwór na lineczkę, także to mi się akurat bardzo spodobało. Nacięcia pod palec wskazujący na okładzinach i na blokadzie są wygodne, pięknie wyprofilowane i tutaj widać dobre przemyślenie kształtu. Po stronie blokady mamy klips, który zamocowany jest jedną śrubą. Trzyma bardzo pewnie i nic nie wskazuje, by śruba mogła się odkręcić samoistnie. Klips wyprofilowany doskonale, zwłaszcza jak chodzi o patent z jakby podwójnym trzymaniem krawędzi kieszeni. Nóż włożony do kieszeni i spięty z nią klipsem staje się częścią kieszeni i nie ma możliwości, by sam się odczepił.

Blokada to wspomniany wyżej framelock. Może i nie przepadam z tą odkrytą mechaniką, ale uczciwie przyznać muszę, iż blokada trzyma doskonale. Gruby (około 4 mm) tytan doskonale trzyma ostrze i nie znajdziemy tutaj nawet mikromilimetrowego bladeplay'a. Dosłownie tak, jak w taniutkim Byrd Raven z blokadą linerlock. Ponoć blokada w Sebenzie może wytrzymać około 200 kg nacisku. Hmm, nie wiem co to daje, ale trochę mi to przypomina kwestię pajęczej sieci. Sieć pająka utkana jest z z nici o grubości 250 razy cieńszej niż ludzki włos, a jej wytrzymałość dwukrotnie przewyższa wytrzymałość stali o tej samej średnicy. O czym to świadczy? Hmmm, z pajęczyny ciuchów się nie szyje, a te 200 kg w Sebenzie obciążenia to zapewne statycznego, a to już nie robi wrażenia.

Całość skręcona jest na trzy śruby, które poza tym iż są torxami, zostały wypolerowane na lustro, jak większość narzędzi używanych w każdym domu...

Co mnie położyło, to kolejny anodyzowany kawałek tytanu w tylnej części noża. Na osi tylnej śruby mamy wstawioną niebieską rureczkę, która ni diabła mi nie pasuje kolorystycznie do reszty. Ale to może kwestia gustu, więc rurki się nie czepiamy.

Hmmm, chyba wreszcie pora otworzyć nóż.

Ostrze pięknie pracuje na podkładkach, a płynność otwierania porównywalana jest z moim Timberline Vallotton Linerlock na podkładkach teflonowych. Płynnie, ładnie i bez zgrzytu otwiera się ostrze i zapada blokada. Mamy nóż gotowy do pracy.Zamykamy nóż płynnym ruchem i ostrze elegancko chowa się w rękojeści, ale... z okładzin wystaje tylna część ostrza. Tak z 1,5 mm. Po co? Nie mam pojęcia...

No to pora popracować tym nożem. Podostrzyłem go na Trianglu do stanu krojenia kartek w powietrzu i ...do boju!!

Kuchnia i robimy kanapki. Nóż pięknie tnie, bez problemu kroi jedzonko, chociaż w żółtym serku ciut mocno się zaklinował. Na drugi dzień robię obiad i na stole ląduje mięso. Krojenie, czyszczenie, porcjowanie. Oj, tnie aż miło, ale bez rewelacji, by nie przyrównać go do Benchmade AFCK, czy też Spyderco Manix. Skrobanie ziemniaków i tutaj niestety wtopa. Skrobie się tragicznie i albo ja nie umiem skrobać pyrów, albo ten szlif jednak nie do tego służy. Łatwiej skrobie mi się Benchmade Pika i nią dokańczam ziemniaki. Sałatka z pomidorów, cebuli i ogórka nie jest wyzwaniem i tutaj Sebenza pięknie kroiła wszystko na deseczce. Po tych pracach nóż nie stracił na ostrości, tak jak sporo innych testowanych noży. W końcu jedzenie twarde nie jest i stępić się mogą tylko te amerykańskie noże z superstali sprzedawane na serwisach aukcyjnych.

Tektura, pianka, gąbka, rurki gumowe, wąż ogrodowy to pole działań na balkonie. Zimno, więc tytanowa rękojeść fajnie mrozi dłoń i komfort pracy spada na rzecz skostniałych palców. Ale trza uczciwie przyznać, że Sebenza poradziła sobie z wszystkim co najmniej tak dobrze, jak chociażby Manix. Co najmniej, bo jednak wysoki szlif Manixa to potęga w cięciu i nie hamował w gąbce tak jak Sebenza momentami.

Spacer i zabawy z kijkami, patykami itp. Struganie idzie bardzo ładnie, a i próby przecięcia grubszej breszki dają niezłe wyniki. Na rękach mam rękawiczki, więc mi cieplej w paluszki, chociaż ciężej za to otworzyć nóż (mały kołek), a przy zamykaniu framelock złośliwie zakleszcza mi rękawiczkę i muszę kombinować, żeby jej nie podrzeć. Podczas strugania

Kolejne dni upływają na użytkowaniu Sebenzy. Wklęsły szlif miło radzi sobie z wieloma rzeczami, chociaż momentami odnoszę wrażenie, iż z powodu wklęsłego szlifu cienkie ostrze się połamie, tudzież wykruszy. Podczas bawienia się w kasację starej obudowy z komputera, ostrze po wbiciu w blachę i lekkim naprężeniu ciut zaskrzeczało, tak jakby naprężenie było za duże. No niestety, ale przy takim szlifie, nie można się tutaj spodziewać wytrzymałości Bucka Stridera.

Nóż nosi się wygodnie na klipsie, a jego waga 133 gramy nie daje się odczuć. Czasami faktycznie mały kołek doprowadza do szewskiej pasju, ale na dłuższą metę można się raczej przyzwyczaić.

Co mnie strasznie wkurzało, to głębokie wcięcie w ostrzu zaraz za krawędzią tnącą. W to wcięcie uwielbia sobie wchodzić wszelki syf jaki powstaje przy pracy. Zrobiłem sobie bułkę z serem i już mam w tej dziurze kawałek sera. Przyciąłem dzieciakowi pączka na pół i już mam marmoladę w dziurze. I tak co chwilę. Zapałka, wykałaczka i czyścimy, bo paznokciem się nie da. Przynajmniej takim męskim - krótkim.
Samo czyszczenie noża to nic trudnego. Nóż w wodę, szczoteczka, płyn do naczyń i jazda.

Ogólnie fajny nóż i gdyby nie te niebieskie dodatki, to wyglądałby bardzo rasowo. Byłby piękny kolorystycznie, a tak to się trochę ociera o klimaty nieudolnego tuningu.

Po tym całym używaniu sprawdzam ostrość noża. Już nie tnie kartek w powietrzu, a przycięcie ładnego plasterka pomidorka nie jest za łatwe. Słowem - zupełnie prawidłowe zachowanie.

No i tak dojechałem do końca opisu. No prawie.

Sebenza nie jest nożem złym. Ale nie powiem też, bym stawiał ją szczególnie wysoko. Ot przyzwoicie wykonany nóż z dobrych materiałów, z kilkoma błędami i zwykłą formą. Nie ma tutaj futurystycznych materiałów, czy też niebagatelnych rozwiązań. Po prostu nóż. Nóż, który za cenę 500-600 zł stanowiłby ciekawą alternatywę dla innych. Ale... ta cena jest nierealna. Mimo naprawdę spokojnego podejścia do tego noża, nie znalazłem w nim nic, co warte by było 385 dolarów. Marketing czyni cuda...

Sebenz powstało już sporo, a na kolejnych wersjach widać szał marketingu.

Wyryjemy na tytanie haczyk na ryby, kawałek żyłki i już jesteśmy w granicach 445 dolarów.

Wyfrezujmy otwory i wstawmy w nie odpady z micarty po Green Beretach i hooop - 455 dolarów.

A może kawałki drewna na boczki i już jesteśmy koło 480 dolarów.

Wystarczy wsadzić okładziny w kolejną CNC, wyryć kilka kresek, kropek, machnąć palnikiem i cena już skacze na 485 dolarów.

Robimy ostrze z damastu i hoooooppp, już jesteśmy ponad 500 dolarów.

Tak, kolorowe rybki, budynki WTC, choineczki, wiatraczki, pierdółeczki i damaścik, to w Sebenzie ( z języka Zulu - PRACA) fajna sprawa. Zdecydowanie odcina to ten nóż od pojęcia garniturowiec...

Pozostaje tylko czekać, aż pojawią się poniższe modele, a cena skoczy... oj bardzo skoczy...



Owiany legendą, nagrodami, ohami i ahami, na szczęście nadal pozostaje nożem. Trochę brzydkim, trochę niewygodnym, ciut nieprzemyślanym, ale na codzień mogącym dać użytkownikowi sporo radości w pracy z nim. Trochę zagubiony jest ten nóż pomiędzy mocnym narzędziem, a garniturową przytulanką, bo doskonałe materiały troszkę kłócą się z wyglądem. Trochę mi szkoda, że marketing zrobił z tego noża model wzorcowy, windując sztucznie jego cenę do granic rozsądku. Gdyby to chociaż troszkę custom był, ale jak na nóż jechany przez obrabiarki CNC. Ciekawe ile sztuk zeszło z maszyny podczas pisania tego artykułu...

Ale cóż, Sebenza jest jak Porshe - mały, brzydki, garbaty, ale... wylansowany!!!

Cóż, chciałoby się pokatować trochę ten nóż. Sprawdzić, na ile faktycznie jest wytrzymały, na ile ściera się tytan na blokadzie, na ile ostrze jest wytrzymałe przy tym wklęsłym szlifie, ale niestety... nóż nie jest mój i takowych testów zrobić nie mogę.

Jedyne co mogę, to zdjęcie zrobić. Ale że i zdjęć tego noża był setki, to ograniczę się tylko do trzech.






Posted in Recenzje on sty 27, 2006