Blade-Tech Ganyana Lite
W dobie męskiej pogoni za taktyczną stroną mocy, zalewa nas rynek noży z charakterem militarnym. Czarne rękojeści, czarne powłoki i czarne pochwy dzielnie podnoszą morale kolekcjonerów, którzy robiąc sobie zdjęcia z plastikowymi karabinami prężą brzuchy z taktycznym szpejem, wśród których dynda jakiś taktyczny czarny nożyk. Gdzieś podział się uśmiech wesołości z posiadania noża, który swym wyglądem nie przypomina narzędzia zbrodni z Afganistanu, mając dookoła siebie otoczkę marketingowego bełkotu o jednostkach, jakie tego noża używały. Gdzieś rozmyła się radośnie uśmiechnięta gęba, która na widok koloru innego niż czarny, cieszy się faktem istnienia czegoś odmiennego, od narzędzi używanych przez Psy Wojny...Na szczęście co jakiś czas pojawia się rodzynek, który swą odmiennością rozświetla mrok taktycznej nocy, wnosząc światełko normalności.
Dlatego wiedziony potrzebą posiadania noża, który będzie za każdym razem wywoływał banana na mojej facjacie, sięgnąłem po produkt firmy Blade-Tech, a mianowicie po folder Ganyana Lite.Projekt noża wykonał Tim Wegner, czyli ten sam maker, który popełnił Blade-Tech Mouse.
Ganyana Lite to kolejny i chyba ostatni model z firmy Blade-Tech, jaki zagościł w mojej kieszeni, a gościł w niej ULU, M.L.E.K. i MOUSE.
Nóż jest tani jak barszcz. No po prostu jest tak tani, że można go kupić w niektórych sklepach internetowych za 20,21$, tudzież za 22$. Prawda, że to niezła cena?
A co za tą cenę otrzymujemy? Dokładnie to dostajemy nóż o poniższych parametrach:
- stal - AUS 8
- długość otwartego - 168 mm
- długość zamkniętego - 100 mm
- długość głowni - 70 mm
- grubość głowni - 3 mm
- otwór V-Hole do otwierania
- blokada - Liner Lock
- okładziny - FRN
- kolory - pomarańczowy, zielony i (fuj) czarny
Hmm, w sumie to sporo dostajemy za tak niską cenę, jeżeli wziąć pod uwagę, iż są firmy, które za klipsa z nadrukiem czaszki liczą sobie 15 dolków......
No dobra, dlaczego więc ten nożyk jest taki tani? Przyjrzyjmy mu się dokładnie.
Rękojeść to stalowe linersy, na których mamy ładnie wykonane okładziny z tworzywa FRN. FRN czyli nylon zbrojony włóknem szklanym, chociaż obojętnie jak magicznie nazwiemy to tworzywo, jest to nadal plastik. Powierzchnia tego plastiku została pokryta fakturą zbliżoną do fakturowania G10. W przypadku pomarańczowych okładzin, doskonale zbierają one syf i po krótkim czasie noszenia na powierzchni plastiku pojawiają się przebarwienia, które znikają, gdy potraktować je wodą i szczoteczką. Cała konstrukcja rękojeści skręcona jest na 6 małych torxów i śrubę główną. O ile śruba główna jest spokojnie odkręcalna, tak małe torxy podobnie jak w Spyderco wykonane są z gównoliny, która potrafi zmienić swój kształy pod wpływem śrubokręta. Na okładzinach mamy zamontowany klips, który przykręcony również trzema śrubami torx, można przełożyć na druga stronę, ale zawsze ostrzem w dół. Rękojeść nie ma spacera, a swoją sztywność zawdzięcza dystansom, których mamy sztuk cztery (w tym otwór na linkę z rurką w środku oraz stop pin).
Na grzbiecie z przodu oraz z tyłu i na spodzie mamy wyprofilowane nacięcia, dzięki którym ręka się nie ślizga. Wykonane to jest bardzo schludnie i estetycznie, a także spełnia swoją rolę.
Rękojeść jest na tyle duża, że spokojnie kładę na niej cztery palce, które pewnie zaciskają się na rękojeści. Może trochę przeszkadza klips w uchwycie, ale gdy włożymy w jego profil palec serdeczny, wówczas problem znika.
Głownia ze stali AUS8, którą wielu zna i używa, a wielu do ręki nie weźmie. Nie oszukujmy się, nie jest to topowa stal, ale też nie jest to najgorsze dziadostwo. Dla kogoś, kto nie boi się ostrzenia, stal ta potrafi być bardzo wdzięczna. Szlif płaski pociągnięty stosunkowo wysoko, co przy tej wielkości ostrza i grubości stali daje nam mocną głownię z mocnym czubkiem. Wyjście szlifu krzywe jak cholera i wygląda tak, jakby się ktoś uczył dopiero je wyprowadzać. Na grzbiecie, przed garbem kryjącym otwór zwany przez Blade-Tech V-Hole znajdziemy nacięcia pod palec, które po otwarciu zgrywają się z nacięciami na rekojeści. Podobne nacięcia znajdziemy również bliżej czubka i jest to wspaniałe rozwiązanie, gdy oprzemy na nich palec wskazujacy i tniemy coś czubkiem noża jak skalpelem. Bardzo lubię to rozwiązanie, które spotkałem już chociażby w Spyderco Jester. Co ciekawe, mając do zabawy dwie wersje Ganyany Lite, różniły sie od siebie wykończeniem w tychże nacięciach. W pomarańczowej wnętrze nacięcia jest szorstkie, tak w zielonej wnętrze nacięć było jakby ciut spolerowane.
W ogóle jak chodzi o wykończeniówkę głowni, to tutaj firma nie pokazała się z dobrej strony. Elementy głowni które skryte są pod okładziną, czyli tył koło blokady i dół za ostrzem, nie mają na sobie żadnego śladu wykończenia. Wygląda to tak, jakby po wycięciu po prostu pozostawiono to własnemu losowi. Trochę razi, ale tylko trochę, jak się weźmie pod uwagę cenę nożyka.
Głownia porusza się płynnie, na podkładkach z teflonu.
Blokada noża to liner-lock. I tutaj również co wersja, to listek zapada albo głębiej, albo płycej. Nie ma żadnej zasady, powtarzalności, chociaż przyznać trzeba, iż ryzyka na puszczenie przypadkowe blokady raczej nie ma. Tak jak nożyk otworzymy jedną ręką, tak zamknięcie przy pomocy jednej dłoni jest ciut niemożliwe. Bólem tutaj jest z kolei sam listek blokady. Otóż owszem, są na nim łade nacięcia, by nasz palec się nie ślizgał, ale listek jest tak głęboko schowany, że nie daje rady moim kciukiem go odchylić, żeby złożyć głownię. Na ileś tam razy może raz mi się uda, ale najczęściej muszę używać paznokcia palca wskazującego, bądź paznokcia u kciuka. Jest to niedoróbka i to całkiem spora, chociaż możliwe, iż wiele tutaj zależy od grubości paluchów, a ja akurat cienkich paluszków nie mam. Jednak możliwe, iż są właściciele Ganyany, którzy nawet tego problemu nie dostrzegli.
A jak się nożyk sprawuje w edecowaniu?
Mi się bardzo spodobały te nacięcia przy czubku, dlatego na początku najwięcej prac to było cięcie różnego rodzaju papierów czubkiem noża. Podłubałem trochę czubkiem w drewnie i tak jak się spodziewałem, mocny czubek ładnie daje radę, bez ryzyka jego złamania, czy też zgięcia. Tak samo mile dziurawiło się puszki po jedzeniu, gdzie czubek wchodził w puszkę raźno i z ochotą.
Bardzo spodobało mi się, że nóż po włożeniu do kieszeni nie wystaje za bardzo, a pomarańczowy kolorek bardzo wesoło wygląda w kieszeni każdych spodni.
Stal nie tępi na tyle, by codziennie trzeba było nożyk podostrzać. Chociaż wiadomo, iż jedni używają nożyka mocniej, inni słabiej, jedni częściej, drudzy rzadziej, więc ciężko tutaj powiedzieć o jakimś wykładniku. Chociaż jak już o stali wspomniałem, to stal AUS 8 na Ganyanie, tępiła się wolniej, niż stal s30v na M.L.E.K.u. Pisałem o s30v w recce M.L.E.K.a zresztą.
Niemniej na zwykłe noszenie i używanie noża na codzień, stal AUS8 nadaje się doskonale. Nie spodziewajmy się po nożu tytana pracy, ale też nie traktujmy go jak łamagę. Moja Ganyana wzięła udział w kilku grillach, przygotowała sporo mięsa i kiełbasy do smażenia, kroiła cebulę i inne warzywa. Dzielnie znosiła trudy cięcia kartonów w pracy, gdy zebrała się ich spora sterta, a i miała swój udział w dokonywaniu dzieła zniszczenia podczas wakacyjnego sprzątania w garażu. No zwykły nóż taki po prostu.
Nóż został bardzo radośnie przyjęty przez wielu ludzi. Ja go kupiłem pod wpływem oglądania Ganyany jaką miał na spotkaniu U99. Zresztą potem pokazała się w kilku kieszeniach u znajomych, co świadczy o fakcie, że jednak zdobyła serca nowych właścicieli.
Nie oszukujmy się. To prosty nożyk, po którym nie można spodziewać się rewelacji. Szkoda, że Blade-Tech nie zadbała o takie wykończenie, jakie miało miejsce w ich nożu Mouse. Niemniej, nadal jest to nożyk wywołujący banana na mojej twarzy, noszony przy wielu okazjach, bez dorabiania mitów o militarności, bez szukania topowych materiałów. Po prostu nóż. Wesoły taki, pomarańczowy nóż. Jasne, można się zastanowić, czy jest sens w ogóle kupować ten nożyk, jeżeli możemy dopłacić kilka złotych i kupić równie wesoły i kolorowy Benchmade Griptilian, tudzież Spyderco Delica. Ale cóż, to już inna klasa cenowa niestety, a nie zawsze jest te kilka złotych, żeby dopłacić.
Ze swojej strony polecam go każdemu, kto nie ma za dużo pieniążków na zakup czegoś poważniejszego, a chce zostać właścicielem całkiem udanej konstrukcji, która gdy o nią będzie dbał, odwdzięczy się bezproblemową pracą i tym miłym wesołym kolorkiem!
Update recenzji - I.
Otóż naszła mnie ochota na wyczyszczenie Ganyany, bo noszona długo w kieszeni zasyfiła się trochę, a i cięcie owoców odbiło się na zalepionym sokiem wnętrzu. Na stoliczku przygotowałem sobie torxy, alkohol do czyszczenia, MILITEC-1 do smarowania i chusteczki higieniczne.
Najpierw z wielkim zdziwieniem stwierdziłem, iż... nie mam jednej śrubki. Hmmm, zaglądam do środka dziury po śrubce i stwierdzam, iż ona się najzwyczajniej ułamała. Odpadł łeb śrubki, a gwint pozostał na miejscu. Cóż...
Odkręcam powoli pozostałe śrubki. Wiedząc, iż wykonane są z gównoliny, zachowuję spokój i skupienie rosyjskiego sapera. Ale mimo skupienia... pieprznęła kolejna śrubka. Pięknie po prostu. Wkurzony ździebko mocno, nie patrząc już iż mogę coś uszkodzić, rozkręciłem nóż do końca i wrzuciłem do woreczka strunowego, a całość wrzuciłem do szuflady.
Także warto potraktować moje zabawy jako ostrzeżenie:
Co dalej z moją Ganyaną? Zobaczymy...
Update recenzji - II.
No to pora na dalsze rozkręcanie Ganyany.
Dowcipny ten, co tulejkę dystansową będącą zarazem otworem na linkę wbił w linera prasą hydrauliczną chyba. Wszelkie próby rozebrania, WD40, Militec-1, kręcenie, kombinowanie kombinerkami nie przyniosło efektów. Jak tuleja w dziurze była, tak jest. Siadłem zatem z tym co mam, zebrałem śrubki do kupy i resztę części i zmontowałem Ganyanę Dwukolorową. Z jednej strony niedojrzała zieleń, a z drugiej słoneczna pomarańcza
Hmmm, jak na taki mały nożyk, to kosztował mnie sporo nerwów. Raz że śrubki, które same się rozpadają. Dwa że śrubki, które nie dają się wykręcić. Trzy że tulejka nie daje się wyjąć z linersa. W drugiej Ganyanie, jak i M.L.E.K.u tulejka ta wychodzi bez problemu, tak jak wychodzić powinna. Także kolejne niedopatrzenie i fuszera.
Ale cóż, tak jak mi się Ganyana podobała, tak podoba się nadal. Może trafiłem na dwa gówniane egzemplarze? A może jakaś seria była taka gówniana? A może były już w BT reklamacje i zmienili po prostu kilka rzeczy? Grunt, że chociaż jedną sztukę udało mi się zmontować!
Część części poszła do śmietnika, a reszta części powędruje do osoby, która je może godnie wykorzystać.
Posted in Recenzje on lut 20, 2010