Krótka rozkmina o nożu serbskim
Zanim przejdziemy do rzeczy należy się Wam, czytelnicy, konieczne wyjaśnienie. To nie jest typowa recenzja noża jako takiego. Miała taką być, ale zniosło mnie w kierunku „filozoficznych” rozważań nt tasaczkowatych jako takich. Jeśli jesteś z tym ok – dzięki z góry za czas, który poświęcisz na przeczytanie tego tekstu.Noże serbskie są lokalną odmianą tasaczków. W niektórych regionach azjatyckich charakterystyczne tasaczki są łatwo rozpoznawalnym elementem wyposażenia każdego szanującego się targowiska.
U nas tasaczki oczywiście nie są niczym niezwykłym, ale wzór serbski zdecydowanie trudno pomylić z innymi.
Ciężko dokopać się do precyzyjnych opisów historii tego noża, ale na podstawie tego co znalazłem możemy przyjąć, że nazwa jest adekwatna, nóż ma mieszczański rodowód. Był lokalną próbą stworzenia noża jeśli nie tyle uniwersalnego co o poszerzonym spektrum zastosowań.
Podobne cele stawia sobie tzw „nóż szefa kuchni”, czy japońskie Santoku (w mniejszym stopniu gyuto). Jednakże jakkolwiek cele są zbliżone tak podejście do tematu jest zupełnie inne.
Japończyki będą raczej w wadze lekkiej, smukłej, nastawionej na właściwości tnące, szef kuchni jest czymś „ani za lekki ani za ciężki”, natomiast serb… no serb się tańcu nie pierdzieli. Jak na nóż kuchenny - bardzo krótki, ekstremalnie wysoki i relatywnie ciężki.
Pierwsze co przychodzi do głowy to, że z cięciem dłuższych materiałów może być zabawnie, ale w siekaniu nie będzie miał sobie równych, o ile nadgarstki nie siądą najpierw.
Takie i wiele innych przemyśleń kołatało mi się po głowie gdy w końcu pojawiła się okazja, żeby zbadać egzemplarz serba osobiście, dzięki uprzejmości Wspaniałego Darczyńcy.
Nóż jest chińskiej produkcji (pod egidą brandu z biurem na Łotwie), więc ciężko odnosić mi się do materiałów, dlatego w dalszej części opisu z premedytacją pominę takie aspekty jak „trzymanie ostrości”.
Co prawda tu i tam przypisuje się stali skład AUS-8, ale wiecie jak to jest z chińskimi produkcjami – równie dobrze komuś mogło się nie chcieć zmieniać szablonu, którego używają do wszystkich noży jakie klepią. A że nie jest to szczególnie istotne dla tego co chciałem sprawdzić – nie znalazłem motywacji, żeby wysłać blachę na spektrometr.
Przy długości całkowitej 300mm na klingę przypada 18, czyli w sumie przyzwoite bydle. Mniej przyzwoite wydaje się prawie 500g masy własnej, ale do tego dojdziemy. Nóż dostarczany jest przez producenta w pochewce, jakby sugerując, że mimo mieszczańskiego pochodzenia przebywanie w terenie nie jest mu obce.
Sprawdzimy, sprawdzimy…
Plazy są zrobione w convex (brawo!) i wykończone dość „zgrubnie” co w przypadku kuchenniaka może teoretycznie mieć pozytywne efefkty w praktyce, a wygląda jak wygląda – każdemu według potrzeb.
Na początek nóż poszedł do kuchni, bo w sumie gdzie miał iść. Poniżej znajdziecie trzy filmiki, są nudne jak cholera, ale ilustrują to co spróbuję wam opisać.
W szranki stanęły 3 noże:
- Prawie 25cm gyuto w convexie z 2.5mm blaszką (bo duży, ale lekki),
- terenowy, uniwersalny tasaczek, jako drugi biegun względem powyższego
- nasz dzisiejszy bohater, celem ustalenia do którego z powyższych mu bliżej, przy jakich zadaniach
Do zabawy trafiły trzy warzywa:
- Cebula, bo ludzi się rozsypywać
- Marchewka, bo jest długa, krucha i lubi się odłupać
- Burak, bo klei się do wszystkiego i potrafi zassać nóż w czasie krojenia.
Cebula potraktowana gyuto to jest jedna z moich prywatnych przyjemności w kuchni. Jeśli płaczecie przy cięciu cebuli – spróbujcie kiedyś potraktować ją nożem, który ją szybko i delikatnie potnie, bez wyciskania soku (które opary powodują te zawstydzające prawdziwych, silnych mężczyzn reakcje).
Jak widzicie praca idzie lekko, sprawnie, nie tylko możecie bardzo łatwo sterować jak grubo chcecie ciąć, ale też przejście z cięcia do siekania jest możliwe bez większych przygotowań kondycyjnych.
Tasaczek – 4mm grubej blaszki z dość niskim szlifem prawie eksploduje biedne warzywo. Koniec końców oczywiście da się przygotować to co się zamierzało, ale to nie jest praca, która stanie się moją pasją. Na plus zaliczam możliwość pracy z typowymi, nożowymi chwytami do pracy w kuchni, nóż jest spoko wyważony i całkiem proporcjonalny.
No i serb.
Podobnej grubości co tasaczek. Convex niby jest, ale wcale nie jest znacząco wyższy niż w tasaczku (i bardzo obły jest = szybko nabiera grubości). I widać, że pierwsze co nóż robi to… zatrzymuje się. Trzeba było użyć wyraźnej perswazji, żeby przekonać go do pracy. Wysoko umieszczona rękojeść pokazała największą dla mnie wadę, ale ten smaczek zostawię sobie na koniec tej historii.
Tymczasem spójrzcie proszę, jak „chłopcy” poradzili sobie z marchewką (są bardzo dramatyczne sceny):
Zwracam uwagę na momenty z cięciem w „słupki” (bądźcie łagodni dla moich talentów). Zauważycie na pewno, że serbem nie tnę tych słupków – bardziej siekam. Nie ma tego na filmie, ale sprawdzałem to już wcześniej i… on po prostu nie szedł. To był jedyny sensowny sposób, żeby łatwo i w miarę skończonym czasie ogarnąć to zadanie. Trochę zaskoczenie, bo przecież to nie jest krótki nóż – tyle że się klinuje jak po… bardzo się klinuje.
I z burakiem.
Tu po raz pierwszy mogę powiedzieć, że serb nie tylko ogarnął się z robotą, ale była ona dość przyjemna.
Burak jest mega paskudnym warzywem testowym. Super soczysty – od razu widać czy go tniecie, czy wyciskacie. I ma elastyczną tkankę. Ta kombinacja powoduje, że nawet nie tyle klei się do płazów, ale się do nich wręcz zasysa. Jakbyście chcieli sprawdzać noże na separację materiału to buraka zostawiajcie na koniec, dla kandydatów do zwycięstwa, nic gorszego nożom nie zrobicie w tej kategorii testu.
Nawet na moim prościutkim porównaniu widać jakie problemy z burakiem miał tasaczek – próbował go rozerwać (zamiast przeciąć) tak bardzo, że wyraźnie widać wyciśnięty na przekroju warzywa sok.
Tymczasem serb może nie szedł jak przez masło (spostrzegawczy zauważą, że nauczony na marchewce oszczędziłem mu upokorzenia i jako jedyny nie ciął buraka na pół).
Precyzyjne plasterkowanie – bardzo przyjemne, profil klingi sprawdził się nad wyraz dobrze, choć miałem obawy, że dość wysokie warzywo utrudni stabilizację całości. Jednocześnie wyraźny convex i to „brudne” wykończenie płazów pomagały przeciwdziałać zasysaniu się buraka. Myślę, że nawet po ruchach (zwłaszcza przy cięciu w kostkę) widać, że w tym przypadku praca była po prostu łatwa i równie łatwo było zaufać narzędziu.
W pewnym sensie potwierdziło to też cięcie cebuli w plasterki (nie w kostkę, jak w moim przypadku). Tym razem w warunkach „terenowych”.
Wróćcie uwagę, że nawet tu ruch bardziej przypomina siekanie niż cięcie jako takie. To ten dziwny, wysoki chwyt, który powoduje, że przy cięciu masz mniej więcej takie poczucie naturalności i kontroli jak przy operacji laparoskopowej robionej zdalnie.
Powoli będziemy zmierzać do podsumowania.
W czym „kuchenne testy” nie zaskoczyły – jak gruby nóż ma przeciąć twarde/warstwowe warzywo to zawsze są jaja. No pewno że tak.
Ale już z plasterkowaniem powinien sobie poradzić. To nie jest oczywiste – patrz tasaczek – ale akurat serb się tu naprawdę obronił przyzwoicie.
Czy więc można powiedzieć, że to jest spoko nóż do kuchni? Na przykład terenowej?
Nie, ja tak nie powiem.
Nie widzę najmniejszego sensu istnienia tego noża poza trzymaniem na półce.
Jedyne w czym się sprawdza bardzo dobrze to zgarnianie materiału z deski do naczynia.
Jest absurdalnie ciężki. 24cm gyuto waży 230 g. Ten tasaczek – coś ok 340g. Serb – ponad 500g.
Dla mnie – i chcę, żeby to było między nami jasne – dla mnie: to nóż pełen absurdów.
Punkt przyłożenia siły – czemu musi być tak wysoko? Co autor miał na myśli?
Czemu taki dziwny kształt?
Do czego to kuriozum może być przydatne w kuchni, gdzie w blokach rozniszcza je dowolny szef kuchni/gyuto/santoku? (tak, wiem że mieszam kategorie wagowe wymieniając te trzy obok siebie).
"Można przecież zrobić cieńszego serba, będzie lżejszy, prawda?". Jasne, ale wtedy i tak zostajemy z nożem, który jest niestabilny (bo miejsce przyłożenia siły jest absurdalnie wysoko), układ rąk wobec siebie jest dziwny (wrócę do tego), za to nie ma już pierdolnięcia jak chce się np. rąbnąć kość.
„Układ rąk nie jest dziwny, to tylko przyzwyczajenie”. Ale dlaczego to pracy akurat z tym nożem muszę zmieniać przyzwyczajenia, które są przydatne do pracy z absolutnie wszystkimi pozostałymi nożami?
Chwyty też nie działają prawidłowo. Przy tak pokracznej klindze wyważenie jest tak dziwaczne, że żaden z moich ulubionych chwytów noża (np. pinch grip) nie daje mi ten kontroli, której oczekuję.
„Ja używam go wszędzie i po prostu nie umiesz go używać, debilu”. Pewno tak! Ale jaki jest sens uczyć wszystkiego od nowa, dla jednego noża? A potem konstatować, że „trzeba było wziąć gyuto, ale teraz to nie, bo koledzy będą darli łacha, bo tak pompowałem tą abominację jako wspaniałość”.
„Używam go do wszystkiego, to doskonały nóż, wybitny, uniwersalny”. To byłby pierwszy taki nóż w historii noży, a w historii kuchni to byłaby prawdziwa rewolucja. Która jednak jakoś nie chce się wydarzyć, a debile kucharze ciągle pracują na zestawach noży, zamiast wziąć serba i ogarnąć nim wszystko.
„Wcale nie jest ciężki, masz zniewieściałe od klepania w klawiaturkę rączki”. No, tyle to ja sam wiem, ale jednak jak muszę dłużej popracować i mogę ogarniać się zestawem noży ważących 230, 120 i 70g, to mi to pasuje. W ogóle nie mam ciśnienia na imponowanie Najlepszej z Żon krzepą i kondycją nadgarstków. Nie zapominając o tym, że lżejszy nóż jest łatwiejszy do kontroli w materiale. Chyba że to cecha amatorów, a prawdziwy pro dałby radę kontrolować nawet szynę kolejową?
„Bo to nóż co nie ma strachu go używać, nie te wasze gównoblaszki w kuchenniakach bo pękają od byle wbicia w pieniek”. Niby tak, ale jak mam iść w teren to wolę wziąć piłę do drewna i lekki nóż, niż to 500g. wynaturzenie, co ani dobrze nie porąbie, bo ramię działania siły za krótkie a punkt kontroli w cholerę wysoko, ani nie popracuje w kuchni (bo mnie wkurwi i wezmę coś normalnego od kumpla).
"Jak nie porąbie, siekiera też jest wysoko". No jak pragnę zdrowia... Ciekawe czemu te lepsze siekierki i toporki mają rączkę z takim charakterystycznym profilem i są wgięte...
Dość, wystarczy.
Tym przydługim wywodem chciałem powiedzieć, że bez żalu i sentymentu do serba, dobrowolnie, nie wrócę. Jeśli nie będzie nic innego w okolicy do pracy – jasne, poradzę sobie i nawet nie będę złorzeczył, bo zrozumcie mnie bardzo, bardzo dobrze:
To nie jest zły nóż. To jest nóż, którym naprawdę można zrobić robotę!
Tylko jest tak bardzo bez sensu…
A jakie jest Twoje zdanie? Co przeoczyłem? Czy próbowałem go używać w zły sposób? Do złych celów? Jakie są zatem prawidłowe?
Do dyskusji zapraszam na forum
Za użyczenie noża i wkopanie mnie w jego testy serdecznie nie dziękuję WARowi :P
Posted in Recenzje on lis 04, 2023